W Karkonoszach byliśmy już wiele razy i polecamy je wszystkim miłośnikom gór, którzy jeszcze tam nie zawitali. Bogata szata roślinna, czyste potoki i urozmaicające je wodospady, a także mniejszy przepych niż w Tatrach. To wszystko sprawia, że Karkonosze nigdy nam się nie znudzą.
Aż wstyd się przyznać, że po tylu wizytach wciąż nie zdobyliśmy najwyższego szczytu – Śnieżki. To tam zawsze kierują się wszyscy turyści i nie chcieliśmy stać w kolejkach, więc nie rozważaliśmy tego kierunku. Jednak podczas ostatniego wyjazdu padł spontaniczny pomysł: skoro jest zima, to może będzie mniej ludzi, chodźmy na Śnieżkę. O zachodzie słońca!
Karpacz — Śnieżka (1603 m)
Interaktywna mapa (GPX do pobrania!)
Co warto zobaczyć w Karpaczu?
Do Karpacza dojechaliśmy w sobotnie popołudnie. Wymęczeni po 6-godzinnej podróży i wczesnej pobudce, udaliśmy się do Kościoła Wang i stanęliśmy przy wejściu do Karkonoskiego Parku Narodowego. Spojrzeliśmy w dal i między drzewami panowała już ciemność. Zrezygnowani, postanowiliśmy przesunąć wyjście na kolejny dzień.
Wieczór poświęciliśmy na turystyczne atrakcje Karpacza. Zobaczyliśmy Kościół Wang, zaporę na Łomnicy oraz zjedliśmy kolację w lokalnej restauracji. Udało się również zarezerwować nocleg w Samotni, co dodatkowo zmotywowało nas do wyruszenia na Śnieżkę.
Droga do Schroniska Samotnia
Kolejnego dnia byliśmy mocno podekscytowani, bo pierwszy raz mieliśmy spać w schronisku Samotnia. Idąc zimowy szlakiem, po maksymalnie dwóch godzinach byliśmy przy jednym z najładniej położonych schronisk górskich w Polsce — Samotni.
Za nocleg zapłaciliśmy nieco ponad 100 zł razem z pościelami. Standard pokoju typowo schroniskowy: skrzypiące podłogi, nieprzyjemny zapach i brak gniazdek elektrycznych. Mniejsza jednak o standard, bo najważniejsza jest lokalizacja i klimat tego miejsca.
Czarnym szlakiem na Śnieżkę
Po średnio wygodnej nocy i jeszcze średniejszym śniadaniu, szybko się ogarnęliśmy i wyszliśmy ze schroniska. Przed nami były jakieś 2-3 godziny marszu. Najpierw doszliśmy prostą, spacerową ścieżką do Strzechy Akademickiej. Dalej szlak się rozszerza i jest często wykorzystywany przez skiturowców do zjazdu, także podczas naszego wejścia.
Mgła była tak gęsta, że narciarzy zauważaliśmy dopiero kilka metrów przed nami. Sami jednak byli bardzo ostrożni i lekko przerażeni. Później do mgły dołączył porywisty wiatr wiejący niestety w przeciwną stronę do marszu. Szło się koszmarnie ciężko, a w dodatku było już szarawo. Zjeżdżający narciarze byli ostatnimi ludźmi, jakich spotkaliśmy tego dnia.
Zapewne zastanawiacie się, jak trudne musi być wejście na Śnieżkę, skoro prowadzi tam
U nas kolory oznaczają walory turystyczne (czerwony) i odległości od kolejnych szlaków (żółty, niebieski, czarny). Mówiąc inaczej: kolory szlaków w polskich górach nie mówią nic konkretnego i jedyne co prezentują to zmarnowany potencjał.
Powyżej linii lasu warunki dla koneserów: gęsta mgła, wichura i mróz.
Ryzykowne wyjście na Śnieżkę
Zdecydowaliśmy, że dojdziemy do Domu Śląskiego i ogrzejemy się ciepłą herbatą. Warunki były ciężkie i zachód słońca nie zapowiadał się najciekawiej. Mimo wszystko podjęliśmy decyzję o wyjściu na szczyt, by w końcu odhaczyć ten punkt na mapie.
Było bardzo ślisko, mgła nie schodziła, śnieg sypał w twarz, a wiejący wiatr był tak silny, że z trudem oddychaliśmy. W połowie drogi, kiedy zrobiło się bardziej stromo, stanęliśmy przy barierkach plecami do wiatru i trzymaliśmy się ich, by nie stracić równowagi. Widok budził grozę, a nadchodzący wieczór i brak ludzi jeszcze bardziej przerażały.
W końcu wdrapaliśmy się na szczyt Śnieżki. Widoków po polskiej stronie brak, światła w obserwatorium zgaszone, ale po czeskiej stronie kolejka wciąż działa! Co ciekawe, tak silny wiatr występował tylko od polskiej strony, podczas gdy czeska miała całkiem przystępne warunki.
Zrobiliśmy kilka zdjęć we mgle i mieliśmy już wracać zrezygnowani, gdy na zdjęciach dostrzegliśmy pierwsze barwy i niewidoczne jeszcze gołym okiem kolory nieba. Pozostało wyciągnąć termos z herbatą i poczekać do końca zachodu.
No i doczekaliśmy się: mgła opadła, pojawiły się pierwsze panoramy w oddali, a my byliśmy ponad morzem chmur. Cóż za widok!
Widoki były wspaniałe, a 10-minutowe okienko pogodowe sprawiło, że cała wycieczka nabrała zupełnie innego wydźwięku! Zamiast zawiedzenia, dostaliśmy jeden z piękniejszych zachodów słońca w górach!
Zejście ze Śnieżki i powrót przez nocne Karkonosze
Latem wchodzimy czerwonym szlakiem na Śnieżkę (zakosami), a schodzimy niebieskim. Zimą niebieski szlak jest lawinowy i tym samym zamknięty, zatem wchodzimy i schodzimy tym samym, czyli
Do schroniska Dom Śląski mamy około 20 minut zejścia w lekkim nastromieniu i jest to najcięższy fragment całej drogi powrotnej.
Wirtualny przewodnik
Zimowe Tatry Polskie
Planujesz wędrówki po zimowych Tatrach, ale nie wiesz od czego zacząć? A może byłeś już na kilku tatrzańskich szczytach i poszukujesz dalszych inspiracji i wskazówek?
W przewodniku Zimowe Tatry Polskie znajdziesz:
Nie raz wracaliśmy ze szlaku nocną porą. Tym razem było jednak ciężej i straszniej. Choć trasa była stosunkowo łatwa, dużym problemem była mgła, do której ponownie weszliśmy po minięciu Domu Śląskiego.
Ośnieżone i zmrożone pale wyglądały jak małe potworki, a my czuliśmy się jak na księżycu. Otaczała nas nicość, ciemność i unosząca się biała gęsta masa. Kiedy doszliśmy do Strzechy Akademickiej, widoczność była już dużo lepsza. Podziwialiśmy stamtąd oświetlony, już śpiący Karpacz.
Dalsze zejście ze Ścieżki do Karpacza zasadniczo niewiele odbiega od podejścia. Można jedynie pominąć schronisko Samotnia i wracać żółtym szlakiem wzdłuż stoku narciarskiego. My wybraliśmy szlak podejściowy.
Do Samotni dotarliśmy po godzinie 22. Uroczy, schowany w dolinie drewniany domek, wyglądał teraz dużo lepiej niż za dnia. Na tle otaczających go gór był bardzo malutki, a przez niewielkie okienka widać było ludzi sączących piwo i delektujących się magicznym czasem. Zatrzymaliśmy się trochę wyżej i obfotografowaliśmy Samotnię dookoła.
Dzięki mocnej latarce (1600 lumenów!) udało się doświetlić budynek, a w efekcie powstało takie oto nocne zdjęcie Samotni. Lubię je szczególnie dlatego, bo wiem, ile wysiłku musiałem włożyć w jego wykonanie.