Nie ma co ukrywać, Giewont nie jest trudny do zdobycia. Nawet zimą. Ale tylko jeśli traficie w dobre warunki pogodowe. W każdym innym przypadku czeka was ostra walka i ryzyko większe niż na zimowych Rysach, Kościelcu czy Zawracie. Serio.
Ale po kolei…
2016: brak przygotowania
Po raz pierwszy pomyślałem o zimowym wejściu na Giewont podczas trawersu z Kasprowego Wierch na Kopę Kondracką. Spora część tego szlaku biegnie granią, z której rozciąga się piękny widok na Dolinę Goryczkową oraz majaczący w oddali Giewont. To pobudza wyobraźnię.
Dwa tygodnie później podjąłem próbę wejścia na Giewont. Niebo niebieskie, przyjemny wiaterek i duże ilości świeżego puchu. Szlak nieprzetarty, więc pozostało samodzielne torowanie drogi, w czym później pomogła dwójka skiturowców. Jednak jak pewnie wiecie, pomoc była prowizoryczna, wszak ślady narciarzy bardziej przeszkadzają niż pomagają, o czym jeszcze nie wiedziałem.
I tutaj wyszły pierwsze braki w przygotowaniu. Nie zabrałem kijków trekkingowych! Momentami zapadałem się po pas i z wielkim trudem wydostawałem się ze śniegu, marnując przy tym mnóstwo energii. Przejście powyżej kotlinki Piekło w Dolinie Kondratowej zajęło grubo ponad godzinę od wyjścia ze schroniska na Hali Kondratowej.
Dalej było tylko gorzej. Nim doszedłem do Kondrackiej Przełęczy (1770 m), zaczęła zapadać ciemność. Odcinek, który latem pokonuje się w 90 minut, tego dnia zajęło trzy razy tyle czasu. W piękny i słoneczny dzień, ale przy nieprzetartym szlaku.
Pozostało więc zawracać, by zdążyć zejść przed ciemnościami. I wyciągnąć wnioski z niepowodzenia. Brak kijków i czekana, zbyt późna godzina wyjścia, brak towarzystwa do wspólnego torowania szlaku.
2018: trudne warunki
Minęły kolejne dwie zimy. Zdążyłem w zimowych warunkach odhaczyć kilka górek w Tatrach Wysokich, w tym Rysy, Zadni Granat, Polski Grzebień, Zawrat czy Kozi Wierch. Tym razem przygotowuję się lepiej i zabieram raki oraz czekan. Kijki ponownie odpuszczam, ale zabieram towarzystwo do torowania szlaku. Co zatem mogło pójść nie tak?
Niestety tym razem pogoda spłata nam figla.
Kilka dni wcześniej spadło kilkanaście centymetrów świeżego puchu, co spowodowało podniesienie zagrożenia lawinowego do III stopnia. W dniu wyjścia ciągle padało, a widoczność spadła do kilkunastu metrów. Ale to ciągle akceptowalne (dla mnie) warunki przy tak niewielkim nachyleniu stoku, więc wystartowaliśmy.
Ponownie trafiłem na nieprzetarty śnieg, którego torowanie było wyczerpujące. Razem z nami szła jeszcze dwójka turystów, więc trud rozszedł się na cztery osoby i jakimś cudem dotarliśmy do Kondrackiej Przełęczy. W dwie godziny.
Warunki, które zastaliśmy na przełęczy były jednak diametralnie inne niż te w dolinie. Nagle poczuliśmy silny i mrożący wiatr, którego wcześniej zasłaniały otaczające nas góry. Również warunki śniegowe były gorsze, niż przypuszczaliśmy. Na odsłoniętej na wiatr przełęczy nagromadziły się depozyty nawianego śniegu. Zapadaliśmy się w śniegu po szyję.
Pozostało odłożyć ambicje na bok i wycofać się w doliny. Oraz ponownie wyciągnąć wnioski, że nawet prosta góra w trudnych zimowych warunkach stwarza śmiertelne niebezpieczeństwo. Łatwo bowiem o zejście lawiny, pobłądzenie, wychłodzenie czy utratę siły po długim i męczącym torowaniu w śniegu.
2019: do trzech razy sztuka
Jestem upartym człowiekiem. Jeśli coś mi nie wyjdzie to analizuję, wyciągam wnioski i powtarzam podejście. Do skutku.
Dlaczego wybierałem Giewont na cel wspinaczki? Góra nie jest trudna, nie ma najfajniejszych widoków o zachodzie słońca, a przy tym jest zazwyczaj zatłoczona. Zatem głównym powodem była bliskość od miasta i teoretycznie niewielkie trudności jej zdobycia. Jeśli więc zabrakło czasu na wyjście w Tatry Wysokie lub pogoda nie dopisywała, wybierałem się na Giewont. Na pocieszenie.
I to był główny powód moich niepowodzeń.
Tym razem zrobiłem inaczej i obrałem Giewont jako główny cel wycieczki. W dobrą pogodę i przy niskim zagrożeniu lawinowym.
Nasze podejście zaczynamy od najmniejszego schroniska polskich Tatr, czyli tego na Hali Kondratowej. Przy niskim stopniu zagrożenia lawinowego możecie również rozważyć wycieczkę od Doliny Małej Łąki.
Stanowczo jednak odradzam wchodzenie przez Grzybowiec z powodu wysokiego zagrożenia lawinami, nawet przy dobrych warunkach pogodowych.
Droga do Kondrackiej Przełęczy jest pozbawiona ciekawszych widoków. Wędrujemy wygodnymi, wydeptanymi w śniegu schodami po śladach innych turystów. W pełnym słońcu, które pada prosto na stok. Robi się na tyle gorąco, że kurtki lądują w plecaku, a my robimy częste przerwy na odpoczynek. I oczywiście łapanie kadrów.
Wirtualny przewodnik
Zimowe Tatry Polskie
Planujesz wędrówki po zimowych Tatrach, ale nie wiesz od czego zacząć? A może byłeś już na kilku tatrzańskich szczytach i poszukujesz dalszych inspiracji i wskazówek?
W przewodniku Zimowe Tatry Polskie znajdziesz:
Dopiero po podejściu na przełęcz pojawiają się ciekawe widoki. Na Tatry Wysokie, całe Tatry Zachodnie, a nawet na Tatry Bielskie!
Po dotarciu na przełęcz robimy dłuższą przerwę na kanapki, ciepłą herbatę i obfotografowanie okolicznych szczytów.
Z tego też miejsca doskonale widać jak bardzo niebezpieczne jest podejście od Doliny Strążyskiej przez Grzybowiec. Na szczęście szlak jest nieprzetarty, co przy okazji uwydatnia piękno Małego Giewontu.
Dalej do szczytu prowadzi nas stok o nachyleniu mniejszym niż 20 stopni z dobrze trzymającym, nieco mokrym śniegiem. Panują warunki, w których nawet czekan wydaje się zbędny. Jedyne na czym się skupiamy to wypatrywanie ciekawych kadrów i robienie zdjęć.
Jak widać, nie doceniłem potencjału Giewontu i jestem bardzo zadowolony ze zdjęć, które stamtąd przywiozłem.
Dopiero ostatnie metry podejścia stawiają pewne wyzwanie i przydaje się pomoc czekana. W niektórych miejscach mamy do dyspozycji również łańcuch, ale nie wszędzie jest odkopany. Warto więc zabrać ze sobą czekan, by nie zawracać w ostatnich metrach i obejść się smakiem.
Ze szczytu wspaniałe widoki na Tatry Zachodnie, Wysokie, Bielskie i na całe Podhale. Trafiliśmy na bezwietrzny i piękny zachód słońca, więc trudno było się oprzeć fotografowaniu. Przegoniła nas dopiero późna godzina i zbliżająca się noc.
Po wszystkim, schodzimy tą samą drogą którą weszliśmy. Nie obowiązuje letni przebieg szlaku i ruch jednokierunkowy.