Uwielbiam wysokie góry. Ostre granie, wyrastające zza mgieł szczyty, groźnie wyglądające iglice, urwiste zbocza. Ekspozycja, przy której kręci się w głowie. Strome zbocza i ściany, po przejściu których obiecuję sobie nigdy tam nie wracać. Góra Korab nie ma nic wspólnego z tymi obrazami, a jednak urzeka i wiem jedno: długo nie zapomnę tej wyprawy.
Zacznijmy jednak od początku.
Najwyższy szczyt dwóch krajów
Golem Korab (2764 m) znajduje się na granicy dwóch krajów, Albanii oraz Macedonii i jest jednocześnie najwyższym wierzchołkiem każdego z tych państw! Jak łatwo się domyślić, można pochodzić zarówno od albańskiej, jak i macedońskiej strony. W obu wariantach szlak nie jest trudny technicznie, lecz długi i wymagający fizycznie.
Ponieważ wcześniej zwiedzaliśmy okolice Jeziora Ochrydzkiego i Grecję, decydujemy się na podejście od strony macedońskiej, na terenie której utworzono Park Narodowy Mawrowo.
Strezimir — Korab (2764 m)
Interaktywna mapa
Gdzie jest Korab i jak tam dojechać?
Szlak od macedońskiej strony zaczyna się przy budynku Straży Granicznej w Strezimir, gdzie możecie dojechać samochodem i zostawić go na tutejszym parkingu. Brzmi prosto, prawda?
Tak naprawdę dojazd do tego miejsca jest trudniejszy niż wejście na sam Korab. Zwłaszcza dla waszego samochodu, jeśli nie jest pojazdem terenowym. Do pokonania jest około 13 km szutrowej drogi przez góry i ponad 600 metrów przewyższenia.
Nasza przeprawa do Strezimir zajęła 1,5h mozolnego wymijania dziur i kałuż. W samym środku nocy, bo w planie mieliśmy ruszać na szlak dopiero kolejnego dnia. Bolesne doświadczenie. Mimo wszystko – da się tu dotrzeć nawet samochodem osobowym bez napędu na cztery koła. Sprawdzone.
Jeśli podróżujecie bez auta lub nie chcecie go niszczyć, do wyboru są dwie inne opcje dotarcia:
- Pieszo z Trnicy. To najbliżej położona miejscowość i ostatnia ostoja cywilizacji, gdzie wyśpicie się w hotelu. Stąd jest 16 km spacerku po wspomnianej „drodze” samochodowej. Nic trudnego, ale trzeba doliczyć dodatkowy dzień na trekking. Przy bydynku Straży Granicznej w Strezimir znajdziecie miejsce na namiot, a nawet wiatę z ławkami i miejscem do rozpalenia ogniska.
- Płatny dojazd. Lokalsi z Trnicy, Mavrovi Anovi lub Mavrovia świadczą usługi odpłatnego transportu za około 40€, niemniej jednak to nic oficjalnego i musicie popytać u miejscowych.
Dzień dobry Mawrowo!
Po macedońskiej stronie utworzono Park Narodowy Mawrowo i jak wiele innych terenów górskich na Bałkanach, tak i ten świeci pustkami poza sezonem. W czasie dwudniowego wyjścia w góry, spotkaliśmy zaledwie 4 osoby zdobywające Korab. I szczerze mówiąc, nie wydaje mi się by ktokolwiek porywał się na inne szczyty w tym paśmie.
Oczywiście brak tutaj schronisk ani jakiejkolwiek cywilizacji poza nielicznymi pasterzami wciąż wypasającymi owce na górskich polanach. Brak również zasięgu telefonicznego i w razie nagłego wypadku, trudno liczyć na pomoc z zewnątrz.
Lecz z drugiej strony, czy coś może was zaskoczyć? Jak wkrótce się dowiecie, jak najbardziej.
Wypas owiec na końcu świata.
Jak przystało na turystów, dzień zaczynamy najwcześniej jak się da. W naszym przypadku jest to godzina 11. Szybkie śniadanie, zwijanie biwaku i ruszamy po przygodę!
Mimo późnego startu, wszystko przebiega planowo, bo wcale nie zamierzamy dzisiaj wracać. Szlak jest prosty, ale za to bardzo długi. Zamiast wczesnego wstawania i całodniowego marszu postanawiamy zabrać namiot i zostać na zachód. I co najważniejsze: o wschodzie słońca stanąć na najwyższym szczycie Albanii i Macedonii.
Nasza trasa prowadzi najpierw po szutrowej drodze ku opustoszałej chacie pasterzy. Trudno powiedzieć czy to koniec sezonu na wypasanie owiec, czy może nikt tu od dawna nie mieszka, ale budynek jest w naprawdę opłakanym stanie i daleko mu do tatrzańskiej infrastruktury.
Powyżej granicy lasu zaczyna się prawdziwy górski szlak. Jest węziej i stromiej, ale dalej bez większych trudności technicznych. Trzeba jednak pamiętać, że w dzikich górach bywają inne wyzwania, o czym szybko się przekonujemy. Napotykamy bowiem jadowitą żmiję z rodziny Vipera wygrzewającą się na samym środku ścieżki. Czujność wymagana, jak to w górach!
Na obszarze cieplejszych regionów Bałkanów, w tym Macedonii, występują żmije nosorogie. To jedne z najniebezpieczniejszych gadów występujących w Europie, a ich ukąszenie jest silnie jadowite i często śmiertelne. Co gorsze, podobno są niesamowicie szybkie i wręcz potrafią skakać do 40 cm. Warto więc powstrzymać się od chęci sfotografowania i zachować bezpieczną odległość.
Gady i płazy występujące na tych terenach w dużych ilościach.
Widoki na trasie urzekają. Jesienne kolory, bezkresne góry, pofalowane dolinki, a brak zasięgu telefonicznego i jakiejkolwiek infrastruktury pozwalają odpocząć i cieszyć się piękną naturą. Chwilami można poczuć się jak w słowackich Tatrach Zachodnich lub rumuńskich Karpatach, gdzie łatwiej o spotkanie z dzikim zwierzęciem niż człowiekiem. I na tym polega magia tego miejsca.
Po ponad 4 godzinach docieramy w okolice przełęczy na wysokości 2500 m n.p.m., która jak przystało na tak bezludny obszar, nie jest nawet nazwana na mapach, których używamy. Teren staje się wysokogórski i skalisty, odsłania się również piękny widok na wysokie szczyty Parku Narodowego Mawrowo. W takiej oto scenerii postanawiamy rozejrzeć się za miejscem na rozbicie biwaku. Nie jest to trudne zadanie i już po kilkunastu minutach znajdujemy trawiastą polankę z prostym podłożem. Rozstawiamy namiot nim się całkowicie ściemni, a następnie próbujemy szybko zasnąć.
Burza pod Korabem
Zanim wyruszyliśmy w góry, sprawdzaliśmy prognozę pogody na kolejny dzień. Zapowiadano załamanie pogody: wichura, deszcz, a powyżej linii lasu nawet opad śniegu! No więc przygotowaliśmy się na takie warunki i spakowaliśmy najcieplejsze śpiwory oraz trochę zimowego ekwipunku.
W środku nocy obudziły nas grzmoty. Tego się nie spodziewaliśmy, w końcu sezon burzowy już dawno za nami, oczekiwaliśmy zimowych warunków, a nie letnich burz! Tym samym przyszło nam zmierzyć się z kolejnym wyzwaniem bałkańskich gór: brak rzetelnych prognoz pogody.
Burza nadciągała z każdą minutą i słyszeliśmy coraz głośniejsze i bliżej trzaskające grzmoty. Niefortunnie rozbiliśmy się na dużej wysokości, nieopodal szczytu Golem Korab (2764 m). Od auta i najbliższej cywilizacji dzieliły nas jakieś 3. godziny marszu. Pozostało więc zacisnąć zęby i próbować przeczekać do rana. W końcu byliśmy w solidnym i wodoodpornym namiocie oraz ciepłym śpiworze.
Szczęśliwie doczekaliśmy rana, ale tej nocy nie można zaliczyć do przespanych.
Wirtualny przewodnik
Góry Czarnogóry
Planujesz wyjazd do Czarnogóry? Skorzystaj z naszego przewodnika wysokogórskiego na tydzień intensywnego zwiedzania. Dzięki mapom, śladom GPX i szczegółowym wskazówkom dostosujesz trasę do swoich możliwości i w pełni zanurzysz się w bałkańskiej przygodzie!
W przewodniku Góry Czarnogóry znajdziesz:
Atak szczytowy
Przebudziliśmy się przed wschodem słońca i deszcz dalej dudnił w namiot. Wystarczyło wyjrzeć przez okienko wentylacyjne, by wiedzieć, że nic z tego nie będzie. Próbowaliśmy więc dalej pospać, ale bezskutecznie — po burzowej i nieprzespanej nocy, pragnęliśmy już tylko powrotu do auta.
Po wyjściu z namiotu okazało się, że szczyt zmienił barwy z jesiennych na zimowe, a wokół namiotu mamy szron. Pogoda nie rozpieszczała: było wietrznie, zimno i pochmurnie. Warunki dla koneserów, ale spójne z prognozami, więc byliśmy przygotowani.
Od szczytu dzieliło nas zaledwie 40 minut spaceru w płytkim śniegu. Postanawiamy zostawić namiot i cały ekwipunek w miejscu biwaku, po czym ruszamy na lekko ku górze. Mimo śniegu i szronu nie mamy większych trudności we wdrapywaniu się na wierzchołek. Raczki i czekan są zbędne.
Na górze jesteśmy sami. Rozciąga się stąd rozległa panorama na Park Narodowy Mavrovo (po macedońskiej stronie) i morze wierzchołków po albańskiej stronie. Widać stąd również podejście od strony albańskiej, które wydaje się bardziej strome i trudniejsze. Być może kiedyś przetestujemy ten wariant, polując na ładniejszy wschód lub zachód słońca.
Po powrocie do naszej bazy noclegowej pakujemy wciąż wilgotny namiot i ruszamy do auta. Zejście zajmuje niecałe 3 godziny i prowadzi drogą podejściową. Pogoda na szczęście uległa poprawie i schodząc, możemy podziwiać morze chmur nad mijanymi szczytami.
Poniżej 2000 m npm. wciąż trwała jesień i brakowało oznak zimy, którą zastaliśmy o poranku. Napotykamy nawet na pasterza wypasającego setki owieczek. Ten, widząc, że fotografujemy jego stado, podążył w naszym kierunku. Próbowaliśmy się porozumieć, ale bezskutecznie: nie znał angielskiego, a my nie mieliśmy internetu z dostępem do tłumacza z językiem macedońskim. Po rozstaniu pasterz radośnie podśpiewywał macedońskie hity i wrócił do dalszego pasania owiec.
Nam pozostało kontynuować wędrówkę do auta i ponowna przeprawa szutrowymi wertepami do Mawrowa, a następnie przejazd w kolejne bałkańskie pasma: Góry Przeklęte, Durmitor w Czarnogórze i wiele więcej.